czwartek, 8 stycznia 2009

Pierwsze, drugie i trzecie wrażenia

10 pełnych dni jest już za mną

10 luźnych spostrzeżeń:
- o ile ciężko jest zwykle rozpoznać znajomych Chińczyków, to niemożliwością jest odróżnić Chińczyków od siebie, jeśli tylko założą garnitur
- katalog biblioteki SMU jest kompatybilny m.in. z F-bookiem (chętnie podzielę się ze światem informacją, jak nudne są tutejsze książki o Teorii Chaosu)
- to ciekawe, że Chińczycy mają tak wybitnie ostre i mocno przyprawione jedzenie, podczas gdy ich ulubione owoce są raczej wodniste i nierzadko bezsmakowe
- priceless: klub pełen Chińczyków mocno wczuwających się w tańczenie Soulja Boy’a
- czy to w Little India, Chinatown, czy na Arab Street, to wszędzie czuję się o wiele bezpieczniej niż na większości retkińskich, ursynowskich a nawet żoliborskich osiedli
- Chińczycy patrzą na Ciebie na ulicy tak uważnie, że aż masz wrażenie, że oczekują, że zrobisz coś dziwnego. I to dlatego zachowujemy się tutaj tak, a nie inaczej
- w jednym z klubów jest oddzielne wejście dla ludzi z kartą Citibanku. Nie honorują za to paszportów Polsatu.
- w Singapurze od 1959 r. rządzi Partia Akcji Ludowej; wykładowcy natomiast gorąco przekonują studentów, że to dla nich wielkie szczęście, że nie muszą martwić się wyborem odpowiedniej partii :)
- Joyce, czyli tutejsza buddy Adama, zachciało się oglądać zdjęcia Polski. Na widok kamieniczek warszawskiej Starówki zapytała, czy to jest nasz shopping mall. W sumie nic dziwnego, bo tutaj każdy sklep, w którym można kupić więcej, niż 5 towarów nazywa się mall. No i oczywiście bardzo spodobała jej się łódzka Manufaktura.
- jedna pani profesor odmówiła wymawiania mojego imienia i nazwiska

5 żartów zamieszczonych póki co na blogu dotyczyło Chińczyków. Zapewniam, że leci ich tutaj o wiele więcej, ale nie wszystkie z nich trzymają odpowiedni poziom, więc sobie daruję.

9 frytek zawiera jedna porcja Fish’n’chips na uczelnianym Food courcie

$3,90 zapłaciłem za Magnum w białej czekoladzie (dostępność białego Magnum duży punkt dla Singapuru w rywalizacji z Polską); prawdopodobnie o wiele więcej zapłaciłbym, gdyby ktoś zauważył, jak kawałek czekolady spadł mi na chodnik i go tam zostawiłem

$500 wynosi grzywna za jedzenie lub picie w metrze

$30 kosztował wczoraj panów wjazd do klubu (panie miały Ladies Night z darmowymi drinkami); dzięki sprawnej kooperacji, chyba nikt nie musiał płacić wczoraj za drinki. Summa summarum, nie wychodzi tak drogo!

75% Chińczyków ogląda się za Tobą w klubie

$5,30 i $9,60 – kosztowały dwie taksówki z punktu A do punktu B; Chińczycy to uczciwi i pracowici ludzie

1 delikatne pchnięcie łokciem było mi potrzebne, żeby przedrzeć się przez Morze Chińczyków aż do pierwszego rzędu przed sceną na gigantyznej imprezie sylwestrowej. Nie do pomyślenia.

36 razy podchodził do naszego stolika pan kelner, żeby postawić szklankę na podkładce pod szklankę, jeśli ktoś z nas postawił swoją szklankę obok swojej podstawki (to jest, na stole). I pan kelner nie przestawał tego robić, nawet kiedy widział, że zaczęliśmy ewidentnie się z niego nabijać. Więcej – nawet nas przepraszał.

20 zł byłbym gotów w tym momencie zapłacić za butelkę zimnego Lecha; tutejsze piwo Tiger się nie sprawdza

0 osób w klasie ma zwyczaj zgłaszać się do odpowiedzi na pytania wykładowców. Feels like home!

60% moich eksperymentów kulinarnych w food court’ach zakończyło się porażką (na szczęście żadne katastrofą)

117 godzin trwa tutaj mój weekend

$50 kosztuje bilet na prom na indonezyjską wyspę Bintan, na którą wybieramy się jutro. Słońce, plaża, drinki z palemką.

Aha, zapomniałbym: udanej sesji!

2 komentarze:

  1. Troche mnie martwi ze liczysz ilu chinczykow sie za Toba oglada, nic nie wspominajac o chinkach...
    -brzydkie?
    -bezplciowe?
    -za niski zeby je widziec w tlumie?
    -zmieniłeś preferencje?
    skreśl niepotrzebne!

    OdpowiedzUsuń
  2. moi amerykańscy profesorowie wymawiają moje nazwisko (Dłużniewska) 'the long one, starts with D' :D

    OdpowiedzUsuń