4 dni spędziliśmy na Filipinach
739 razy starano się nas w międzyczasie oszukać
4.20 – o tej godzinie wydostaliśmy się z terminalu budżetowego lotniska w Manili. Pani w informacji turystycznej poradziła nam wzięcie taksówki do terminalu nr 1 ze względu na „dangers outside”. Trzeba przyznać, że miała rację.
6 pierwszych rzeczy, które nas spotkały w Manili i które sprawiły, że poczuliśmy się niezbyt pewnie
- pierwszy taksówkarz wziął ode mnie banknot 1000 i zniknął na 5 minut
- wypożyczalnie aut były zamknięte, ale ochroniarz zadzwonił do, prawdopodobnie, swojego stryjka i zaoferował nam jakiś samochód nie tylko po mocno wygórowanej cenie, ale jeszcze pod zastaw paszportu. A już wtedy wiedzieliśmy, że z paszportem na Filipinach rozstawać się nie wolno
- tłum (ale serio – tłum!) Filipińczyków o 5 rano przed lotniskiem. I nie wyglądali, jakby mieli gdzieś lecieć
- policjant, którego poprosiliśmy, żeby nas wpuścił do budynku lotniska, żebyśmy mogli pójść do kantoru, zapytał nas, jaką walutę chcemy wymienić. Jak usłyszał, że dolary, to oczy mu się zaświeciły i zaproponował, że sam nam je może wymienić
- pierwsze starcie z ruchem ulicznym, które wybiło nam z głowy wypożyczanie auta
- śpiący i niezbyt mówiący po angielsku pracownik naszego hostelu
5.00 – o tej godzinie w Manili robiło się jasno (sporo na wschód od Singapuru i bez różnicy czasu). Już wtedy na ulicach były kilometrowe korki, a chodniki zapełniły się ludźmi. Za to już o 18 robiło się ciemno, co miało duży wpływ na rytm dnia. Prawdziwe churros z czekoladą przy basenie na jednej z wysp w pełnym słońcu o 7.10 to niezapomniane przeżycie.
13 peso dostajemy za jedną złotówkę. Jest to jeden z najgorszych przeliczników, jaki można sobie wyobrazić. Nie tylko 13 to liczba pierwsza, ale też nie ma żadnych fajnych wielokrotności. Za te peso można np. pójść do KFC i zjeść tam obiad. Z ciekawości zajrzałem i zamiast frytek podają tam makaron i ryż, a wszystko serwują na prawdziwych talerzach.
7 spośród Was, drodzy Czytelnicy, zapewne właśnie wygooglowało ‘liczba pierwsza’, albo przynajmniej o tym pomyślało.
3 pasy ruchu w jedną stronę są najczęściej namalowane na alejach w Manili
6 kolumn samochodów porusza się tymiż alejami, siejąc chaos i zagładę
5 generalne uwagi dotyczące ruchu drogowego
- nie wiem, w jakich krajach już byliście, ale zapewniam, że NIGDY nie widzieliście czegoś choćby podobnego do ruchu ulicznego w Manili. Oglądaliście Transportera? Frank Martin w porównaniu do manilskich taksówkarzy jeździ jak stereotypowy polski kierowca w kapeluszu. Dam głowę, że taksówkarzy z Manili rekrutują do służb specjalnych.
- raz jak czekaliśmy na zielone światło na przejściu dla pieszych to jakiś policjant (ale taki na patrolu, a nie sterujący ruchem), wyszedł na środek drogi, zatrzymał jadące auta i pozwolił nam przejść na czerwonym
- światła uliczne zasadniczo nie funkcjonują, w szczególności te dla pieszych. Tzn. są zamontowane, ale nie działają. Widzieliśmy tam różne cuda, z których najfajniejsze było chyba przebieganie po ciemku przez 10-pasmową aleję albo przechodzenie skrzyżowania w 3 etapach: 1. na wysepkę między jezdniami 2. przez sam środek skrzyżowania na wysepkę po drugiej stronie 3. z wysepki na drugą stronę.
- w trakcie 4 przejazdów taksówką starano się nas oszukać 4 razy (2 razy nie włączono licznika, raz podano nam cenę 3x wyższą niż się należała za dany kurs i raz próbowano od nas wymusić więcej kasy za kurs na lotnisko, niż uzgodniliśmy wcześniej)
- taksówkarz nawet nie mrugnął, gdy minął znak STOP pędząc z 70 na godzinę
2 najlepsze hasła reklamowe z Filipin
- „Come here, come here! Pretty girls…..maybe” – naganiacz do jednego z manilskich klubów. Dodatkowy punkt za szczerość.
- „Pray! It works!” – znak przy autostradzie
15 lat – przypuszczalny wiek Filipinek kręcących się po różnych podejrzanych miejscach w Manili, do których oczywiście nie wchodziliśmy!
0.50 – o tej godzinie wylądowaliśmy w Singapurze. No i jasne, że poszliśmy na imprezę.
46 zdjęć można obejrzeć tutaj http://www.facebook.com/album.php?aid=62915&id=656414344&l=a75a8
1 słowo najlepiej podsumowałoby naszą filipińską wyprawę, ale ze względu na to, że mogą mnie czytać nieletni, to go tutaj nie przytoczę
a z nowości Singapurskich:
3 spotkania grupowe z Chińczykami umówiłem na tę samą godzinę w sobotę. Jedni zapewne nazwą to złym planowaniem, inni wręcz przeciwnie.
4 osoby pojawiły się na przeprowadzanej przez nas Focus group, która miała sprawdzić nastawienie Singapurczyków do marki H&M. Wobec tego sam musiałem poddać się badaniu i poudawać Chińczyka.
25 lat to nowy limit wieku w niektórych klubach w Singapurze. I to jest bariera, w przekroczeniu której nie pomoże nawet europejskie pochodzenie (if you know what I mean…)
5 – z tego piętra skoczył singapurski student po tym, jak dźgnął swojego profesora w trakcie zajęć na innej tutejszej uczelni (NTU)
94% dostałem na midtermie z Corporate Finance, pomimo tego, że w poprzedzającym go tygodniu wychodziłem wieczorami chyba z 5 razy. Wnioski, mam nadzieję, są oczywiste.
20 dolarów kosztuje wstęp do singapurskiego zoo. I chociaż zaprzyjaźniony ochroniarz z mojego osiedla powiedział nam „A zoo is a zoo, maaan”, to trzeba przyznać, że robi wrażenie.
25 minut zajęło jednemu z podróżnych wykłócanie się o jakieś przywileje dla Frequent flyers w Turkish Airlines. Potem kolejne 10 minut instruował obsługę, jak mają z-check-in’ować jego szczotkę do mopa. Tak, przysięgam, Turek przewoził z Singapuru mopa.
1 000 000 razy słyszałem tutaj o różnych moich zwyczajach i cechach „Yeah… but Maciek is Polish”
1 dzień dzieli mnie od wyjazdu na Phuket, Koh Samui, Koh Phangan i Koh Phi Phi. Oglądaliście „The Beach” z boskim Leo? To właśnie tam. Prawdopodobnie najlepsza wycieczka całego pobytu w Singapurze.
2 nerki posiadam po wyprawie na Filipiny. I to chyba mimo wszystko najlepsza wiadomość.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
way to go!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę się pochwalić-ja nie musiałam googlować, co to jest liczba pierwsza :D
OdpowiedzUsuńA w ogóle-keep up the good work!!!
ja nie googlowałam, bo i tak bym nie zrozumiała. absolwentka klasy humanistycznej... ale pewien poziom wiedzy matematycznej jednak opanowałam- co dwie nerki, to nie jedna...
OdpowiedzUsuńzaczęliście tam zjadać internet z powodu kryzysu?
OdpowiedzUsuń